Wokół Balatonu
01 -04 maj 2013r. 253km
Wstęp
Balaton to kolejne jezioro po Neusiedlersee, które postanowiliśmy objechać na rowerach z pełnym obciążeniem tzn. sakwy, namiot, itp. Do przejechania było trochę ponad 200 km. Obliczyliśmy sobie tę trasę na 4 dni, ale jak ktoś ma mniej czasu, to 3 dni w zupełności wystarczą. Trasa w połowie prowadziła dobrze oznakowaną ścieżką rowerową, głównie na północnym brzegu, a w pozostałej części była poprowadzona mało uczęszczanymi uliczkami miast i miasteczek nad jeziorem. W większości nawierzchnia była asfaltowa, rzadko zdarzały się drogi szutrowe. Brzegi Balatonu wcale nie są płaskie, otaczają go całkiem spore wzgórza, czasem o przedziwnych powulkanicznych kształtach. Trasa rowerowa nie jest jednak górzysta, oprócz kilku podjazdów zaraz za Balatonvilagos oraz na półwyspie Tihany, który można ominąć, chociaż byłoby szkoda. Ścieżka wiedzie przeważnie w bliskiej odległości od jeziora. Tylko raz znacznie się od niego oddala omijając półwysep Szigliget. Istnieje wiele tras odchodzących od głównej ścieżki, nie są one jednak tak dobrze oznakowane jak podstawowa i parę razy zdarzyło się nam błądzić.
Dzień pierwszy, 01 05 2013r. 58km.
Rano obudziliśmy się z pięknym słońcem. Nocowaliśmy na kempingu na obrzeżach dość dużego kurortu nad Balatonem- Balatonfured. Kemping był prawie pusty, zamieszkały właściwie wyłącznie przez Polaków, z racji długiego weekendu. Ten pierwszy nocleg spędziliśmy w domku, gdyż przybyliśmy wskutek korków i licznych remontów na drogach , mocno spóźnieni nad Balaton i na rozbijanie namiotu nie mieliśmy już siły. Takie domki, znajdujące się na każdym kempingu, są nie dużo droższą alternatywą dla osób, które nie chcą taszczyć ze sobą namiotów.Po śniadaniu i szybkim przepakowaniu, zostawiliśmy auto na parkingu przed pobliskim Tesco i wyruszyliśmy w nasz objazd. Trasa, której pierwszy znaczek odnaleźliśmy tuż za kempingiem, wiodła ścieżką rowerową wzdłuż szosy i wkrótce się rozwidlała. Prosto można było kontynuować drogę wokół jeziora, a w prawo był wjazd na piękny i malowniczy półwysep Tihany. My, rzecz jasna skręciliśmy w prawo i przemierzaliśmy półwysep ścieżką tuż nad jeziorem obserwując z fascynacją całe rodziny węgierskie wędkujące zawzięcie, gdyż było to w końcu święto ludzi pracy.
Opactwo Benedyktynów na płw. Tihany |
pięknymi widokami i zimną wodą z pitnika. Następnie lekko gubiąc się na słabo oznakowanych wewnętrznych trasach rowerowych półwyspu, odnaleźliśmy jezioro Lawendowe, bardzo ładne, otoczone łąkami i lasami, a następnie też wskutek błądzenia, wróciliśmy z powrotem pod klasztor i tą samą drogą połączyliśmy się z główną trasą. Wkrótce osiągnęliśmy niedużą miejscowość Balatonakali, a w niej wyszedł nam na przeciw bar dla rowerzystów, gdzie było oferowane coś w rodzaju specjalnego menu właśnie dla tych na dwóch kółkach, podobno też w specjalnej cenie. My jednak nie byliśmy jeszcze głodni, zakupiliśmy więc tylko mapę rowerową i przyjęliśmy po szprycerku (młodzież - colę). Dalej ścieżka rowerowa prowadziła wzdłuż szosy, lub przez ciągnące się miejscowości złożone wyłącznie z domków letniskowych, położonych w pięknych starych ogrodach, gdzie właśnie teraz kwitły bzy, glicynie i tysiące innych kwiatów i krzewów o
Widok na jezioro z murów opactwa |
Gdzieś ok. 14 nadszedł czas na małe conieco, więc w kolejnej letniskowej miejscowości o skomplikowanej nazwie Revfulop, napotkaliśmy mały barek i za naprawdę nieduże pieniądze zjedliśmy coś w rodzaju lunchu, nad samym jeziorem w niezmiennie pięknej pogodzie. Za miejscowością ścieżka rowerowa opuściła szosę i zafundowała nam mały podjazd, po jakimś czasie wróciliśmy do drogi samochodowej i zobaczyliśmy tablicę kempingu w Badacsonytomaj, do którego zmierzaliśmy. Kemping był nieduży, prawie pusty, pani w recepcji władała słabą angielszczyzną i nawet wytłumaczyła nam jak dojechać do jedynego w okolicy, czynnego 1 maja sklepu. Rozbiliśmy się, wykąpaliśmy (prysznice na wszystkich kempingach były gratis) i pojechaliśmy do rzeczonego sklepu ok. 2 km. w jedną stronę. Sklep był dobrze zaopatrzony, szczególnie w pyszne miejscowe wino z okręgu Badacsony. Po
Kemping w Badacsonytomai |
Dzień drugi, 02 05 2013r. 51km.
Po paru kilometrach znowu zobaczyliśmy jezioro, ale wtedy też usłyszeliśmy pierwszy grzmot. Burza zbliżała się wielkimi krokami, ale my mieliśmy już blisko do naszego celu czyli miejscowości Keszthely na samym końcu jeziora. Tam mieliśmy się rozbić i zrobić ewentualnie trasę nad tzw. Mały Balaton, już na lekko. Na razie burza nas ostro pogoniła, tak że w wielkim pędzie i z pierwszymi kroplami deszczu zauważyliśmy strzałkę do portu i ogłoszenie o czynnym barze
Lankosz |
Pałac Festicsów w Keszthely |
Dzień trzeci, 03 05 2013r. 88km.
W nocy ok. 4 godziny przyszła burza i deszcz. Nie była jednak miejscowa, ale lało solidnie. Na szczęście nad ranem przestało padać, wyszło słońce i podczas naszych porannych czynności namiot całkiem wysechł. Dzisiaj musieliśmy trochę nadrobić wczorajszy krótszy odcinek ( zrobilismy tylko 30 km. trasy, reszta to jazdy po okolicy). Pogoda zrobiła się piękna i zapowiadał się ładny, rowerowy dzień (słońce i chłodzący wiatr).Ścieżka rowerowa na północnym brzegu |
Południowy posiłek w postaci piwa i kanapek zjedliśmy w kolejnej miejscowości letniskowej, Balatonboglar. Tak jak wszędzie trwały tam prace przygotowujące plażę i okolice do sezonu letniego, ale udało nam się znaleźć czynny bar i odetchnąć w cieniu wielkich platanów. Kilometry uciekały bardzo szybko, gdyż teren był w większości płaski.
Nadchodzi burza |
Bardzo sympatyczny, anglojęzyczny pan załatwił z nami szybko formalności. Było już dosyć późno, a my bardzo głodni, więc rozbicie namiotu przebiegło błyskawicznie. Dzisiaj w planie było wyjście na jakieś typowe węgierskie jedzenie. Poszukiwania knajpki zakończyły się w końcu w najbliższym kempingu lokalu, gdzie było nawet menu po polsku, wprawdzie tłumaczone chyba przez komputer, ale zawsze. W ruch poszła zupa gulaszowa, paprykarz i inne węgierskie specjały podlane rzecz jasna tutejszym winem. Cena za to wszystko była więcej niż przyzwoita.
Po powrocie na kemping, okazało się, że do malutkiego, niepozornego namiociku 20 m. od nas zajechała grupka czterech młodych ludzi, naszych rodaków, radio z otwartych drzwi waliło jakiś koszmarny hip-hop, a chłopcy wyjmowali dopiero pierwszą flaszkę. Nie wyglądało to dobrze, ale nie przejmując się poszliśmy z winem nad jezioro i dość długo kontemplowaliśmy czyściutki zachód słońca. Młodzież okazała się jednak w miarę kulturalna, gdyż ok. 10 wieczorem zgasili radio i przenieśli się z imprezą daleko nad jezioro, a powrotu nawet nie słyszeliśmy zmęczeni prawie 90 km. odcinkiem.
Dzień czwarty, 04 05 2013r. 54km.
W ten ostatni dzień pozostało nam do zamknięcia pętli ok. 50 km. Teren miał być raczej płaski, pogoda zapowiadała się piękna, postanowiliśmy więc nie spieszyć się. Pożegnaliśmy ładny i tak jak wszystkie poprzednie, prawie pusty kemping w Siofok- Sosto. Lekko przyćmiona młodzież z namiotu w pobliżu uparcie witała nas rano staropolskim, "morgen", my odpowiadaliśmy tak samo i było miło.Droga zaraz za Balatonvilagos zafundowała nam stromy podjazd na wysoki klif, potem ścieżka rowerowa prowadziła parędziesiąt metrów nad lustrem wody wśród ogrodów, willi, a następnie
Widok ze wzgórz nad Balatonakali |
Winiarnia w beczce w Balatonfuzfo |
Molo z platanami w Balatonalmadi |
Budapeszt zwiedzaliśmy przy zachodzącym słońcu, a potem przy pięknej iluminacji wieczornej. Stara Buda i Parlament na przeciwko zrobiły na nas duże wrażenie.
Podsumowanie
Trasa wokół Balatonu jest godna polecenia każdemu rowerzyście. Można jechać, tak jak my, z całym dobytkiem na rowerze. Można korzystać z bungalowów na kempingach, są dość tanie i jest ich duży wybór, od 2 do 6 osobowych. Można korzystać z kolejki, która cały czas przeplata się ze ścieżką rowerową, gdy ktoś chce wrócić do punktu wyjazdy. Można skracać sobie drogę za pomocą promów.Trasa poprowadzona jest bardzo bezpiecznie i jest dobrze oznakowana, ani razu nie wyprowadziła nas na ruchliwą szosę. Najlepsza pora na objazd, to ta niezbyt gorąca, gdyż okolice Balatonu słyną z letnich upałów. Poza sezonem na ścieżce ruch jest nieduży. My, w związku z długim weekendem majowym, spotykaliśmy prawie wyłącznie Polaków. Jesień może też być interesująca, ze względu na degustacje młodego wina, ale niezbyt późna, gdyż większość kempingów jest zamykana w połowie września