środa, 7 listopada 2012

Neusiedler See, maj 2012




Wycieczka rowerowa wokół Jeziora Neusiedler- Austria, Węgry.

 Ilość kilometrów: 157

  29.04 -01.05. 2012r.

  Wstęp:

   Dwu-trzy dniowa wycieczka namiotowo-sakwowo-rowerowa miała być sprawdzianem sprzętu i nas przed dłuższą wyprawą wakacyjną. Neusiedler See leży stosunkowo niedaleko Polski(4-5 godzin jazdy z Krakowa), ma dobrze poprowadzoną i oznakowaną okrężną  trasę rowerową z różnymi wariantami, bogatą sieć kempingów i niedużo górek na trasie. Jesienią dodatkową atrakcję stanowią rozłożone w niecce jeziora liczne winnice, przez które przejeżdżając, można degustować miejscowe wyroby. My byliśmy na wiosnę i winnice były raczej gołe, ale piękna pogoda i widok ośnieżonych Alp w oddali, rekompensował nam brak wina w większych ilościach i rodzajach.

 Dzień pierwszy: 29. 04 2012r.       Oggau - Frauenkirchen

 Ilość kilometrów:55


Kemping windsurfingowy przed Winden
 Wczoraj po południu zajechaliśmy autem na dość pełny, ale sympatyczny kemping w Oggau. Rozbiliśmy namiot na poletku oddzielonym od pozostałych żywopłotem, było więc minimum intymności. Po posiłku, odbyliśmy mały spacer po okolicy mając nadzieję, że zobaczymy jezioro. Jest to jednak dość trudne, gdyż całe zachodnie wybrzeże jest bagniste i do wody prowadzą czasem długie groble. W nocy kemping był cichy nie licząc niesamowitego koncertu ptactwa wodnego dochodzącego z nad jeziora.
Podersdorf
   Rano z piękną, a później wręcz upalną pogodą , po spakowaniu sakw, do których musiał m.in. wejść namiot 3-osobowy, ruszyliśmy piękną ścieżką rowerową za znakami B10, których będziemy się z grubsza trzymać do końca. Auto zostało za darmo przed kempingiem, mieliśmy nadzieję, że będzie na nas czekać za trzy dni. Mijaliśmy nieduże miasteczka jak Seehof,i Purbach.W połowie drogi pomiędzy tym ostatnim, a Winden skręciliśmy na groblę prowadzącą do jeziora, gdyż chcieliśmy je wreszcie zobaczyć. Po ok.3 km. zajechaliśmy na kemping kitewo-windsurfingowy.Pogoda była wietrzna , więc na wodzie uwijało się sporo amatorów żagla i latawca. Myśleliśmy o kąpieli, ale woda okazała się dość chłodna, więc popatrzyliśmy chwilę na uczących się głównie kitowców  ( wiatr był do tego idealny)  i pojechaliśmy zpowrotem malowniczą groblą . Dalej szlak prowadził przez Winden, Jois, a następnie przejechaliśmy przez większe miasteczko Neusiedl am See. Zaraz za miastem napotkaliśmy ostry przeciwny wiatr, gdyż nasza trasa skręciła zdecydowanie na południe. Rower poszerzony o sakwy stanowi spory opór , w związku z tym przez następne parę godzin czuliśmy się jakbyśmy stale jechali pod górę. Dodatkowo pojawił się odcinek kamienisty, więc na ostatnich nogach dotarliśmy do  Podersdorfu, znanego ośrodka windsurfingowego.
Kemping we Frauenkirchen
   Zatłoczony kurort nie zachęcał do pozostania tu na nocleg. Posiedzieliśmy na nadbrzeżu, przyjęliśmy dużo zimnych płynów i pojechaliśmy trochę w bok od trasy okrężnej wokół jeziora, za znakami B20, a potem B28, do miejscowości Frauenkirchen, na przedmieściach której, czekał na nas miły, prawie pusty kemping .


Dzień drugi:30.04. 2012r.  Frauenkirchen- Balf

Ilość kilometrów:67


  Ranek powitał nas słoneczny. Nie spiesząc się, zwinęliśmy obóz i powtarzając krótki odcinek szlaku B28, dotarliśmy po paru kilometrach do Term St. Martins. Termy różniły się od tych znanych z Polski czy Słowacji tym, że miały wokół zabudowań całkiem spore sztuczne jezioro, dostępno do kąpieli, ze żwirową plażą i sporym terenem rekreacyjnym dookoła. Lazurowa woda kusiła bardzo, ale mieliśmy na dzisiaj ambitne plany, więc termy miały poczekać do jutra.
Pola rzepaku za Frauenkirchen
Jezioro Lange Lacke
  Wkrótce dojechaliśmy do szlaku B20, którego warianty prowadziły przez małe pojezierze, złożone z kilkunastu jezior i jeziorek. Wygodnymi drogami szutrowymi,wśród niezliczonej ilości ptactwa wodnego,objechaliśmy rejon  Lange Lacke i w miejscowości Apetlon złapaliśmy znowu szlak B10 by podążać nim w kierunku Węgier. Wiatr w porównaniu z poprzednim dniem , trochę zelżał, ale dalej mocno wysuszał nasze gardła, więc z ulgą powitaliśmy maleńki barek na pustkowiu, gdzie raczyliśmy się zimnym szprycerem, do wyboru: białym lub czerwonym. Dalej w kierunku granicy ścieżka rowerowa stawała się coraz węższa, ale najważniejsze, że była. Węgry powitały nas sporymi wzniesieniami, ale na szczęście mieliśmy z góry. Z tego to powodu, polecam taki jak nasz kierunek objazdu jeziora, gdyż niemal cały odcinek po Węgrzech przemierza się w dół. Okolica stała się bardzo malownicza. Pomiędzy niedużymi miasteczkami jak  Fertoszeplak, Fertohomok, czy Fertoboz, ścieżka rowerowa poprowadzona koło szosy o niedużym ruchu, wiła się zielonymi wzgórzami.
   Naszym celem był kemping w Balf, gdy jednak mocno zmęczeni upałem ,dotarliśmy na miejsce, kemping okazał się zamknięty. Następny był dopiero w Austrii za jakieś 20 km., postanowiliśmy więc szukać pokoju. Wkrótce znaleźliśmy sympatyczny pensjonacik z czynnym barem na dole, nawet z przechowalnią na rowery i po szybkiej kąpieli, zasiedliśmy w zacienionym ogródku na zasłużony posiłek. Rozmowa przy pomocy paru słów niemieckich i rąk (o angielskim tu nie słyszeli) dała rezultat w postaci wspaniałego gulaszu i litrowej karafki domowego wina. Przy płaceniu naprawdę niedużego rachunku , okazało się ,że wino dostaliśmy gratis od gospodarza ( było w dodatku przepyszne). Po wieczorze miło spędzonym w towarzystwie licznych kotów, przechadzających się po murkach i płotach wokół ogródka , dość wcześniej poszliśmy spać.              


Winnice przed Oggau

Dzień trzeci: 01. 05. 2012r   Balf -Oggau

Ilość kilometrów:35







  Pogoda niezmiennie powitała nas bardziej lipcowa niż pierwszomajowa. Wiatr, który teraz mielibyśmy w plecy, ustał zupełnie. Po skromnym hotelowym śniadaniu, ruszyliśmy w kierunku Austrii. Oznaczenia szlaku rowerowego pozostawiały tu wiele do życzenia, więc wkrótce, za miasteczkiem Fertorakos, udało nam się pobłądzić. Wyszło jednak na dobre, ponieważ pojechaliśmy do granicy  zielonym szlakiem B14, przez piękny, wiosenny las i trafiliśmy na wysoko nad jeziorem położony punkt widokowy, skąd było widać cały akwen. Następnie zjechaliśmy do sennego miasteczka Morbisch i ładnie poprowadzoną po warstwicy niecki jeziora, ścieżką rowerową, za szlakiem B10 dojechaliśmy najpierw do Rust, a następnie wzgórzami wśród winnic do naszego kempingu w Oggau.
  Samochód zastaliśmy w dobrym stanie i po mały lunchu, pojechaliśmy do opisywanych już Term St. Martin . Po 157 kilometrach pedałowania , należał nam się mały relaks.

Podsumowanie:


  Trasa bardzo ciekawa, w części austriackiej dobrze oznakowana, w części węgierskiej raczej słabo.Szlak rowerowy unika głównych dróg, w większości prowadzi po asfaltowych ścieżkach rowerowych lub spokojnych drogach w miasteczkach . Pewnym utrudnieniem dla nas był silny wiatr, który w pierwszym dniu spowolnił naszą wyprawę. Przy sprzyjających warunkach można ten objazd zmieścić w weekend, a jak ktoś się bardzo zaweźmie , to może i w jeden dzień ( tylko po co?) .